W tej branży nie ma miejsca na „jakoś to będzie”
O wyzwaniu, jakim jest łączenie ze sobą życia zawodowego i prywatnego oraz o odpowiedzialności, która jest jednym z kluczy do sukcesu w branży eventowej, rozmawiał Oskar Majkrzak z redakcji MICE Poland. Wywiad ukazał się w lipcowym wydaniu magazynu. Zapraszamy do lektury!
Magazyn MICE: Jesteś Dyrektorką Zarządzającą jednej z największych agencji eventowych w Polsce. Kiedy zaczęłaś przygodę z branżą eventową?
Aneta Zawiślak: W branży działam od 18 lat, więc można powiedzieć, że stałam się pod tym względem pełnoletnia. Nie wiem, czy istnieją takie osoby, które marzą o tym, żeby być eventowcem. Może teraz czasy trochę się zmieniły, ale kiedy zaczynałam swoją przygodę z branżą, nie mówiło się o niej dużo. Przyznaję, że wtedy nie miałam bladego pojęcia, na czym ona polega. Prawdę mówiąc, na początku chciałam zostać nauczycielką języka angielskiego. Moje życie ostatecznie potoczyło się jednak w ten sposób, że musiałam porzucić studia zaoczne, na które się dostałam, m.in. ze względów finansowych, a później wylądowałam na zupełnie innym kierunku, na politechnice warszawskiej. Były to już studia dzienne z inżynierii chemicznej i procesowej, które ostatecznie skończyłam, jednak już wtedy wiedziałam, że to zupełnie nie są moje klimaty. Wtedy zaczęłam szukać swojego miejsca i natrafiłam właśnie na branżę eventową.
Czyli można powiedzieć, że twoja przygoda z branżą rozpoczęła się niejako przez przypadek?
Trochę tak. Na początku dorabiałam sobie jako pilot wycieczek zagranicznych, jednak nie było to coś, co lubiłam robić. Potem stwierdziłam, że poszukam czegoś innego i zdecydowałam się odpowiedzieć na kilka ofert pracy na stanowisko asystentki. Tym sposobem trafiłam do mojej pierwszej pracy w agencji reklamowo-PR’owej, gdzie po czterech miesiącach dostałam awans na project managera. Można więc powiedzieć, że moja kariera zawodowa zaczęła się od razu od eventów i reklamy. Natychmiast mnie to pochłonęło, przede wszystkim dlatego, że lubię jak się dużo dzieje, a jednocześnie kocham wszelkiego rodzaju kwestie organizacyjne. Od początku całkiem dobrze się odnalazłam w tej branży i dawała mi ona dużo satysfakcji. Miałam co prawda momenty zwątpienia, jednak teraz z całą pewnością stwierdzam, że to jest coś, co kocham i chcę robić. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, że mogłabym w tym momencie zajmować się czymś innym.
Wspomniałaś o tym, że miewałaś w trakcie swojej kariery zawodowej chwile zwątpienia. Z czego one wynikały?
Przede wszystkim z tego, że chyba największym wyzwaniem w tej pracy było dla mnie godzenie ze sobą spraw rodzinnych i zawodowych. Jestem pracoholiczką i mówię o tym otwarcie. To oczywiście zarówno wada, jak i zaleta– zależy, z której strony się na to patrzy, jednak przez to właśnie kwestia łączenia pracy z domem od początku była dla mnie bardzo trudna. Największy kryzys przechodziłam po tym, gdy jedenaście lat temu na świat przyszła moja córka. Wtedy poważnie zastanawiałam się nad tym, czy może nie odpuścić, bo czułam, że życie zawodowe zbyt mocno mnie pochłania kosztem rodziny, która w tamtym momencie wymagała szczególnej uwagi. Jednak, gdy emocje opadły i powoli zaczęło udawać mi się łączyć te dwie sfery, doszłam do wniosku, że może jednak będzie dobrze – i na szczęście jest tak do dziś, choć wciąż łączenie życia prywatnego i zawodowego bywa dla mnie wyzwaniem.
A czy były w twojej karierze takie chwile, gdy po prostu coś poszło nie tak? Gdy wiedziałaś, że zawaliłaś?
Oczywiście, że zdarzały mi się takie sytuacje, jednak zawsze postrzegałam je nie tyle jako porażki, co bardziej jako lekcje na przyszłość. Pamiętam bardzo dobrze jeden projekt, który nie poszedł mi tak, jak chciałam tego ja, a tym bardziej klient. To było kilkanaście lat temu, moim zadaniem było wówczas m.in. zadbanie o płachtę, która miała przykryć logo firmy naszego zleceniodawcy w trakcie eventu. Niestety, przez swoją zbyt dużą pewność siebie, nie upewniłam się dwa razy, że wymiary się zgadzają i materiał okazał się być za krótki. Ostatecznie udało nam się jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale minę klienta, którą wówczas zobaczyłam, wciąż mam przed oczami. Ta sytuacja nauczyła mnie, że w naszej branży nie ma miejsca na niedociągnięcia, czy przysłowiowe „jakoś to będzie”.
Taka nauka to bezcenne doświadczenie. No właśnie, mówiąc o nauce i zdobywaniu doświadczenia – kto najbardziej wsparł Cię w ich zdobywaniu?
Tu na pewno muszę zacząć od mojego pierwszego szefa, Piotra. Był bardzo wymagającym pracodawcą, ale jednocześnie zawsze mogłam na niego liczyć. Wiele się od niego nauczyłam, wprowadził mnie w wiele zagadnień związanych z branżą. Mamy zresztą kontakt ze sobą tak naprawdę do tej pory. Oprócz tego, na pewno wsparł mnie bardzo nasz były prezes, Artur Ucher. To on mi zaufał i spowodował, że zarządzam Imagine Nation. Oczywiście muszę też tutaj wspomnieć o obecnym zarządzie naszej agencji, bo to również są wspaniali ludzie, którzy mnie bardzo wspierają i wiem, że mogę na nich liczyć. Tak naprawdę można powiedzieć, że w karierze najbardziej wspierali mnie mężczyźni – to dość ciekawa zależność. A czy na przestrzeni tych osiemnastu lat miałaś takie poczucie, że czegoś ci w życiu brakuje, żałowałaś jakichś niespełnionych marzeń? Ja mam raczej takie podejście, że nie ma co w życiu tracić czasu na żałowanie. Jeśli już, to warto planować na przyszłość, co można zmienić. Nie lubię takiego rozpamiętywania i użalania się nad sobą. Lubię za to myśleć o tym, co będzie. Po czterdziestce pojawiły się w mojej głowie nowe marzenia i to je chcę spełniać. Chcę podróżować w dalekie zakątki świata z rodziną, chcę, żeby moja córka, która jest pasjonatką koni, stała się mistrzynią w skokach przez przeszkody – bardzo jestem z niej dumna. To są tego typu marzenia. Poza tym, prywatnie, jestem spełnioną matką i żoną. Jeżeli chodzi natomiast o sprawy zawodowe, to tutaj mówiłabym raczej o „apetycie na więcej”. Mam swoje cele biznesowe, które również chcę spełniać, jednak nie rozpatruję ich w kategoriach czegoś, czego mi brakuje, a raczej kolejnego marzenia. Mogę więc powiedzieć, że ogólnie rzecz biorąc nie chcę w swoim życiu niczego w większym stopniu zmieniać, jestem naprawdę zadowolona.
Bardzo mnie to cieszy. Na koniec powiedz jeszcze, jakie, twoim zdaniem, są najważniejsze cechy, które powinien mieć człowiek branży eventowej, chcący odnieść w niej sukces?
Moim zdaniem doświadczenie to jedno, ale przede wszystkim, w tym zawodzie liczą się cechy charakteru. Umiejętności nabiera się w miarę pracy, ale to od indywidualnych predyspozycji każdego zależy, jak zostaną one wykorzystane i pokazane światu. A w branży eventowej umiejętność zaprezentowania swoich umiejętności jest niezwykle istotna. Jeżeli ktoś nie da się poznać jako osoba śmiała, potrafiąc zaprezentować swój pomysł, to może mieć problem z funkcjonowaniem w tym środowisku. Poza tym, bardzo ważne w tej branży są odwaga i odporność na stres, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie nowy dzień. Bywa, że zdarzają się sytuacje zupełnie niespodziewane, a projekt trzeba wykonać, dlatego umiejętność zachowania zimnej krwi jest niezwykle istotna. Oprócz tego, ważna jest oczywiście odpowiedzialność. Mam wrażenie, że wielu ludzi z zewnątrz nie zdaje sobie z tego sprawy, ale to również jest niezbędne w tej pracy. Musisz mieć przeświadczenie, że reprezentujesz nie tylko siebie, ale też agencję i to od ciebie zależy, czy klient będzie zadowolony, czy projekt okaże się klapą. Tu nie ma miejsca na fuszerkę.
Rozmawiał: Oskar Majkrzak, magazyn MICE Poland